niedziela, 13 stycznia 2019

Hejka

Chciałabym powitać każdego, kto jakimś cudem tutaj trafił. Moja nazwa na blogger to Ina. Więc chyba możecie mi mówić Ina. Dlaczego tutaj jestem? Dobre pytanie. Od bardzo dawna próbuję na dobre zająć się pisaniem blogów, jednak nigdy mi to nie wyszło. Jednego dnia chciałam zakładać blog o kosmetykach, drugiego o fotografii, a na trzeci dzień chciałam... rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady. 

Nazwałam bloga "bo nie vlog", dlatego, że chciałabym vlogować, jednak jestem do tego zbyt nieśmiała, nie potrafię otworzyć się przed kamerą - czytaj, nienawidze swojego głosu na nagraniach, brzmi całkiem inaczej niż jak ja go słyszę, co jest dla mnie bardzo nienaturalne i mam mało motywacji aby "wyglądać" przed kamerą). Myślę, że próba ponownego zajęcia się pisaniem będzie lepszą alternatywą od vlogowania. Teraz każdy by tylko latał z kamerą i gadał, a póżniej to montował i wrzucał do internetu. Nie mam nic przeciwko temu, sama lubie oglądać vlogi, ale wiem, że nigdy nie doszłabym do takiego profesjonalizmu jak większość osób, które oglądam. Ale już starczy o tym. 

Kocham czytać. Skoro kocham czytać, powinnam też mieć chociaż trochę pasji do pisania, czyż nie? Nic bardziej mylnego. Mój mózg jest zdecydowanie większym ścisłowcem niż humanistą, ale chyba jak się go poćwiczy to powinno coś z tego wyjść? Praktyka czyni mistrza, a z tym chyba juz da się zgodzić. Ale zostając przy czytaniu, chciałabym się pochwalić, że skończyłam czytać książkę "Człowiek nietoperz" napisaną przez Jo Nesbø i bardzo i się nie spodobała. Czytałam już inne części serii o Harym Hole, więc  postanowiłam zabrać się za czytanie od początku. Bardzo się zawiodłam. Mam nadzieję, że  "Karaluchy", które obecnie czytam, okażą się trochę lepsze. 

Wspomniałam, że praktyka czyni mistrza. Z tym się zgodze. Nigdy nie miałam jakiejś dużej styczności z fryzjerstwem. Jedyne co to albo podcinanie swoich rozdwajających się końcówek, albo robienie warkoczy. Aż do niedawna, kiedy to mój kochany facet władował mi się pod ostrze. Dosłownie. Pod ostrze nożyczek i golarki. Ponad dwie godziny biegałam dookoła niego, próbując doprowadzić jego włosy do ładu i powiem, że bardzo mi się to udało. Coprawda, żaden normalny klient nie wytrzymał by tyle czasu na robieniu jednej fryzury, ale od czegoś trzeba zacząć, czyż nie? Takim oto sposobem mój luby zaoszczędził trochę kasy, a ja miałam dużo frajdy i trochę nauki. Kilka dni temu znowu go obcinałam. Było trochę trudniej, bo trochę inaczej niż ostatnio. Z pomocą (jak poprzednio) przyszedł YouTube i coś spoko wyszło. Praktyka czyni mistrza, co nie? On znowu zaoszczędził hajs, a ja miałam radochę. 

Czy mam coś więcej do powiedzenia na początek? Chyba nie, wena mi powoli ucieka, dziękuję za przeczytanie, mam nadzieję, że będę miała chociaż odrobinę motywacji do częstego i owocnego pisania. 

Ina. 

2 komentarze: